Szanowni Państwo, ponieważ w ostatnim czasie w mediach ukazał się artykuł na temat „naszych działań”, postanowiliśmy odnieść się do tematu merytorycznie… 1. Pani Magda K., która rzekomo chciała zaadoptować kota od fundacji – nie rozmawiała ani nie widziała się z żadnym z wolontariuszy natomiast wg tego, co czytamy – wykazuje się obszerną wiedzą i opisuje w gazecie fundacyjne procedury adopcyjne – zdaniem P.Magdy – „niemal takie, jak przy adopcji dziecka”. 2. Informacje, dotyczące stanu zdrowia obu kotków (potrącenia oraz oblania kwasem solnym ) nie są zgodne z prawdą – nie były podawane przez lekarzy ani wolontariuszy fundacji… 3. Czytamy dalej, że ogłoszenie o kocie zostało znalezione na facebook’u, natomiast niemożliwym dla P.Magdy było skontaktowanie się przez niego z fundacją, w spr adopcji kotka. Co więcej – telefon, na który dzwoniła p.Magda i który „nie odpowiadał” wybrany został z ulotki a nie spod ogłoszenia na fb. Przy KAŻDYM, ogłaszanym przez fundację zwierzęciu – podany jest nr do wolontariusza odopwiedzialnego za adopcję pupila. 4.Wg artykułu – bohaterka zaadoptowała kota ze „schroniska przy przychodni” i w to samo miejsce przyjechała po kolejnego kotka. Prostując – schronisko w Jeleniej Górze jest jedno – na ul.Spółdzielczej; przychodnia nie prowadzi schroniska – opiekowała się przyniesionym przez klientów bezdomnym kotkiem, którego wyadoptowała Pani Magdzie. Zwierzeta fundacyjne nie są przetrzymywane w lecznicy – są tam tylko i wyłącznie leczone. 5.Fundacja „nie pośredniczy” w adopcji swoich zwierząt – jest ich pełnoprawnym opiekunem i ma prawo decydować o tym – komu i w jakie warunki oddaje zwierzę, o którego niejednorkotnie życie i zdrowie walczy. Co więcej – opisywana lecznica też nie wydaje „komukolwiek” zwierząt. Na lecznicowego kotka z „poparzonym” ogonem było kilku chętnych a wyadoptowano go dopiero p.Magdzie, z którą nie mieliśmy przyjemności się poznać ani usłyszeć. 6.Czytamy dalej ” p.Magda dostała w końcu nr do wolontariuszki (…) poświęciła sprawie 6 godzin (…) nie dodzwoniła się…” Wg tego, czego dowiedzieliśmy się od lekarzy – p.Magda pojawiła się w lecznicy aby zabrać kota, którym opiekuje się fundacja, a który w lecznicy nigdy nie stacjonował. Dostała nr telefonu do wolontariuszki od lek wet i na niego nie zadzwoniła… :) Za to powstał obszerny artykuł w gazecie oraz ciekawe inforamcje na nasz temat, których sami się dowiadujemy. Dziękujemy naszej kochanej Pani Prezes, która broni nas a przede wszystkim rozumie i traci swój cenny czas aby w sprawach „widmo” odnosić się do zarzutuów. Szkoda, że nie pisze się o tym, ile istnień zostało uratowanych oraz o tragediach, w jakich niejednokrotnie zwierzęta biorą udział – ku przestrodze. Zastanawiająca jest też intencja całego tego „przedsięwzięcia”… Uściślając – Czaruś nadal czeka na domek – nie w klatce a w domku z 2 innymi kotami i 3 psami; nr podany pod Jego ogłoszeniem jest aktywny a dom tymczasowy, w którym kociak przebywa w ostatnim tygodniu wyadoptował 3 inne kotki, w przeciągu ostatnich 2 lat – ok.50 zwierzaków, więc nie taki diabeł straszny, jak go malują:)